Jeśli za bardzo interesujesz się tym co zdrowe, a co nie i dlaczego to bardzo wiele osób stwierdzi, że próbujesz się wywyższać. To nie żart! Siostra opowiedziała mi kiedyś taką sytuację: je sobie owsiankę przed wyjściem na uczelnię, a jej współlokatorka robi sobie kanapki i komentuje ni z tego ni z owego “Ty myślisz, że jesteś lepsza pewnie, że nie jesz kanapek?” Siostrę wryło, zrobiło jej się przykro, zupełnie nie wiedziała jak zareagować na taki atak. Na pewno są osoby kompletnie zakręcona na punkcie zdrowego odżywiania, które w niemiły sposób komentują wybory innych ale co jeśli tego nie robisz? Jeśli dopasowujesz menu do swojego samopoczucia bo wiesz po czym czujesz się dobrze, a po czym Cię wzdyma. Czemu zawsze znajdzie się osoba, która stwierdzi, że się “wywyższasz”? Z drugiej strony mamy jeszcze osoby, które patrzą na Twoje wybory z politowaniem, a słowo “zdrowe” w ich ustach równoważne jest z torturą. Nie byliby sobą gdyby nie powiedzieli czegoś w stylu “Nie wiem po co się tak katować? Za zdrowa będziesz (śmiech).”
Podziały na normalnych i dziwnych.
Dzielę się na blogu naszym menu i w ten sposób zachęcam do zaglądania nam w talerz. Uwielbiam czytać Wasze komentarze z modyfikacjami i pomysłami. Co innego gdy w realu ktoś w chamski sposób komentuje moje wybory. Kiedy zamawiasz sałatkę, a słyszysz “Tym zielskiem chcesz się najeść?” to troszkę apetyt Ci spada, tworzy się niewidoczny podział na “zdrowych i niezdrowych”, “świadomych i nieświadomych”, “lepszych i gorszych”, “normalnych i dziwaków.” Są to oczywiście podziały narzucone przez kogoś, kto ma jakieś kompleksy na swoim punkcie lub denerwuje go odmienność i tyle ale niepotrzebnie psują atmosferę. Czemu ktoś kto je sałatkę ma się czuć “gorszy” czy “lepszy” od tego, kto je schabowego? Tylko Ty wiesz na co masz ochotę, a wmuszanie w siebie czegoś na co ochoty nie masz sprawi, że to jedzenie choćby najzdrowsze, może Ci zaszkodzić. Weźmy owsiankę. Niby zdrowa ale jednak nie dla każdego. Przez lata namawiałam męża aby zjadał ją ze mną na śniadanie, a jemu na samą myśl robiło się niedobrze. On jadł jakieś mięcho z pomidorem, a ja owsiankę i żadne z nas nie chciałoby się zamienić. On ma grupę krwi 0, a ja B. On mógłby jeść cały dzień mięso z surówką, ja lubię kasze i sosy z warzywami. Czemu? Bo to nam służy i sami najlepiej wiemy po czym czujemy się dobrze. Czyż nie to jest sensem jedzenia w ogóle? Powinniśmy czuć się dobrze w swoim ciele.
Nawet trucizna może być lekarstwem.
Raz na jakiś czas nawet trucizna może być lekarstwem. Weźmy rodzinne wyjście na pizzę. Gdyby to była podstawa naszej diety to pewnie nie czulibyśmy się dobrze ale jeśli zjemy ją raz na jakiś czas to nic złego się nie dzieje. Takie wyjście to święto. Pamiętam jak kiedyś mąż zrobił pizzę. Była u nas akurat teściowa i moja siostra z córką, która nie może jeść glutenu. Dla siostry i kuzynki Filipka zrobiłam pizzę gryczaną, która nie prezentowała się tak pięknie jak pszenna pizza męża. Wiktoria nie mogła się doczekać, a kiedy postawiłam pizzę na stole teściowa skomentowała “no cóż to nie wygląda zbyt apetycznie.” Ręce mi opadły, zrobiło mi się przykro. Po co ten komentarz? Nikt nikogo nie zmuszał do zjedzenia wersji gryczanej, a wybór był. Wiem, że nie zrobiła tego złośliwie ale było to zupełnie niepotrzebne. Jedzenia nie wolno “obrażać”. Bez względu na nasze poglądy. To co nie smakuje Tobie, innym może przecież bardzo smakować, a swoim komentarzem odbierasz im radość jedzenia. Wiktoria zjadła pizzę ze smakiem ale widać było, że doskonale wychwyciła ten komentarz. Wspólne posiłki nie powinny dzielić! A te niewinne komentarze mogą sprawić, że Ci jedzący “inaczej” poczują się gorzej.
Chamskie komentarze nt tego co je dziecko dla wielu osób są ok.
Jeśli są hamulce w komentowaniu wyborów dorosłego człowieka, to hamulców tych zwykle brak jeśli chodzi o dziecko. Karmisz papką to wszystkie ciocie i babcie są zachwycone. Pomagają odwrócić uwagę dziecka od jedzenia śpiewają, mówią wierszyki, zagadują, żeby dziecko tylko otworzyło buzię. Jeśli Twoje dziecko je samodzielnie, co wiąże się z dużym bałaganem i wydłużonym czasem posiłku, to możesz się nasłuchać… Na początku przygody z jedzeniem dziecko dostaje swoją porcję bezpośrednio na tackę bo talerzyk może rozpraszać. Koleżanka zwierzyła mi się, że jej teściowa bardzo głośno wyraziła, co o myśli słowami “Nawaliłaś jej jak do koryta.” Jak można tak traktować ludzi? Nie dosyć, że dziecko wychwyciło negatywną emocję, to mamie, która przygotowała ten posiłek zrobiło się co najmniej przykro. Często coś co odbiega od normy (czyt. karmienie łyżeczką) wywołuje ogromne emocje i osoby mające zupełnie inne zdanie w temacie czują, że mają prawo głośno wyrazić swój sprzeciw wobec “udziwnień” (czyt. BLW). Moja ciotka często odwiedzała babcię w czasie rodzinnego obiadu i nie raz nachylała się nad tacką Filipka mówiąc “Dałabyś mu mięso, a nie ciągle te kasze i buraki!” Mój syn miał wybór i do roku mięsa praktycznie nie chciał jeść. Uwielbiał natomiast kaszę gryczaną i tarte buraczki, których pochłaniał tony.
Ty biedaczku mój! Nie możesz jeść serka… Czy alergik może czuć się przy stole “normalnie?”
Kolejna grupa komentujących dziecięce menu lubi dzieci głośno żałować. Wyobraź sobie, że Twoje dziecko ma alergię na nabiał, a jego babcia załamuje ręce i lamentuje “Ty mój biedaczku! Nie możesz zjeść pierożków babci. One są takie pyszne!” Nie wolno z dzieci robić męczenników tylko dlatego, że czegoś im nie wolno zjeść. Alergia to nie kara za grzechy. Pamiętam jak dwuletnia Wiktoria tłumaczyła dziadkowi, że chlebek jest dla niego, a nie dla niej bo po chlebku swędzi ją skóra. Dziadek jej nie żałował, nikt nie załamywał rąk i nie płakał z tego powodu. Zamiast chleba na stole były dla Wiktorii placuszki bananowe, które pałaszowała ze smakiem obok dziadka zajdającego kanapkę z szynką i pomidorem. Rozmowa wcale nie tyczyła się glutenu, który u Wiktorii wywołuje AZS bo rozmawiać można o milionie innych rzeczy. To od nas zależy jaką atmosferę stworzymy przy stole! Nie jest to wcale trudne. Wystarczy zrozumieć, że wszyscy chcemy się czuć akceptowani, a zmuszanie do jedzenia czy nieprzyjemne komentarze na temat wyborów żywieniowych nie dają nic prócz węzła w żołądku, który skutecznie hamuje trawienie i radość ze wspólnego posiłku.
Szanuj jedzenie.
Przygotowany posiłek to wynik czyichś starań. Jest tam miłość dla tych, którym będzie serwowany. Jest nadzieje, że będzie im smakowało. Jest trud i czas włożony w jego przygotowanie. Nie lubisz sałatek to ich nie jedz ale nie wyrażaj się o nich negatywnie. Nie dosyć, że robisz przykrość osobie, która je przygotowała to jeszcze wpływasz na wybór dziecka. Jeśli jesteś osobą ważną dla dziecka, w jakiś sposób imponujesz maluchowi, to obrażając jedzenie powodujesz, że dziecko po nie nie sięgnie z chęci przypodobania się Tobie. Niech pietruszka do rosołu pozostanie w Twoich ustach pietruszką, a nie zielskiem. Można przecież grzecznie za nią podziękować.
Wspólne jedzenie ma ogromny wpływ na wychowanie młodego człowieka. Przy rodzinnym stole tworzą się więzi, to miejsce luźnych rozmów, żartów i wspominania. Dziecko obserwuje dorosłych i uczy się nie tylko manier ale i uczestniczenia w rozmowie. Zapominamy o telefonie, a telewizor jest wyłączony bo wspólny posiłek w tych zabieganych czasach to ważna część dnia i nie tylko o pełen brzuch chodzi ale o miło spędzony czas. Komentowanie zawartości czyjegoś talerza, nie ważne czy należy do dorosłego czy dziecka, jest w złym tonie. Niech każdy zajmie się swoim talerzem.
Fajnie, że o tym piszesz. Ulżyło mi, że nie tylko ja mam z tymi sprawami problemy… :/ Ostatnio w niedzielę byliśmy na urodzinach kuzynostwa. Było oczywiście dużo słodkości. Poczułam się, jak dziwak, “bo nie daję dziecku cukru”. Nikodem ma 11 miesięcy, więc na razie bez problemu zadowolił się “naszymi” słodyczami. Zastanawiam się, co robić w przyszłości w sytuacjach, kiedy inni częstują nas słodyczami których nie chcemy dawać dziecku (torty, ciasta np. takie urodziny). Czy masz na to jakieś rozwiązanie? Czy zabraniać dziecku, czy tłumaczyć i pozostawić wybór, czy przynosić swoje jedzenie i robić “konkurencję” (czułabym się bardzo niezręcznie)? Jak wybrnąć… Czytaj więcej »
powiem szczerze, że ogarnia mnie przerażenie na myśl co będzie za rok, dwa. Wszystkie dzieci z rodziny pochłaniają słodycze jak odkurzacz. Batoniki, cukierki, czipsy, lizaki. W domu mamy orzechy, rodzynki, produkty ekspandowane, nawet ciasteczka z komosy – i to w zupełności wystarcza. W sklepie nie ma problemu. Gdy dwuletnia córka zainteresowana kinder niespodzianką lub czymś podobnym tłumaczę, że tego nie kupujemy bo to jest fe. Powtarza za mną ‘fe, fe, feee’ i odkłada na półkę. I w tym momencie dochodzą oczywiście współczujące spojrzenia ze strony obcych ludzi. Biedne dziecko, mama nawet kinderka nie kupi. Dla połowy rodziny jestem dzikusem, przyłapałam… Czytaj więcej »
Aga myślę o takim wpisie intensywnie! Do pewnego momentu (wg mnie do 3 lat spokojnie jeśli rodzina szanuje Twoje i męża wybory) można uniknąć śmieciowego jedzenia na wszelkiego rodzaju imprezach. Ludźmi to się nie ma co przejmować 😉 ale jeśli problem jest w rodzinie (babcia ukradkiem wciska ciasteczka) to jest dramat i nie obejdzie się bez rozmowy. Może uda mi się pogadać z psychologiem o tym. W każdym razie wpis szykuję 🙂
Marta myślę, że na imprezach nie da się tego opanować. Muszę przyznać, że nam jeszcze nigdy nie zdarzyło się, żeby Filipek chciał cukierka czy nawet tort bo zwykle był już najedzony czymś treściwym i zajmował się zabawą. Przyznam, że i ja za tort zwykle grzecznie dziękuję bo to sam cukier, a Filip siedzi na moich kolanach 😉 Na szczęście wszystkie łakocie były na “dużym” stole ale gdyby był tam stolik z przekąskami dla dzieci blisko miejsca zabaw to nawet bym nie próbowała sprawdzać co Filip tam zjada bo wtedy dziecko jest częścią grupy i ta przynależność jest niesłychanie ważna. Ufam,… Czytaj więcej »
Nie wiem czy jest rozwiązanie. W niedzielę moja córka ma urodziny. Tort będzie bezglutenowy marchewkowy, a muffiny dyniowe bezglutenowe. Ciągle słyszę “oj biedacy tylu smakołyków nie możecie jeść” zawsze odpowiadam “a ty biedaku taki uzależniony od stereotypów” 😉
Hahahahaha genialna riposta! <3
Może to nie będzie o jedzeniu, ale o alergiach: byłam jako dziecko bardzo dużym alergikiem na pyłki traw. Do tego stopnia, że wysiedzenie przeze mnie w ogrodzie na grillu graniczyło z cudem i wiązało się z dużym dyskomfortem (czerwone swędzące oczy, woda z nosa, kichanie). Nawet jeśli było to spotkanie towarzyskie z rodziną (w tym z moją siostrą) jadłam posiłek i szłam do domu. Wiele lat nie mogła zrozumieć, że idę nie dlatego, że przykrzy mi się czas spędzany wspólnie, a po prostu fatalnie się czuję. Uszczypliwe komentarze przybierały żartobliwy ton, ale nie były przyjemne. W ciąży moja siostra dostała… Czytaj więcej »
Skąd ja to znam 🙁 U nas był ostatnio mój tato i na informację, że nie ma chleba zapytał “to co wy jecie?” Niestety moja i męża rodzina jedzą “tradycyjnie”- codziennie góra ziemniaków i mięsa. Nie uważam żeby to było coś złego, ale moje “wydziwiane” owsianki i placuszki są dla nich nie do przyjęcia… Mój Tomek ma 5 miesięcy, tak więc nie długo będzie gotowy do rozszerzania diety a ja już się boję co to będzie… Na każdym kroku cukiereczek, lizaczek, ciasteczko, soczek itp. Oczywiście jestem złą matką “bo przecież dziecko może jeść normalne rzeczy od 4 miesiąca”… A przepraszam… Czytaj więcej »
Sytuacja z przedwczoraj-przychodzi teściowa i przynosi butelkę domowego soku z malin dla wnuczka. Dla formalności pytam (wiem jaka będzie odpowiedź;)) czy ten sok jest z cukrem. Oczywiście jest z cukrem, więc grzecznie dziękuję i po raz tysięczny tłumaczę, że nie daję dziecku cukru. Tłumaczę dlaczego. Teściowa patrzy na mnie jak na wariatkę, pokazuje butelkę synkowi i mówi: “Babcia przyniosła ci pyszny soczek, ale mama nie pozwala ci dać”. Syn oczywiście nagle zainteresował się butelką i chce soczku. Chwilę później teściowa patrzyła na mnie z lękiem w oczach, bo akurat robiłam mleko kokosowe. Jakbym dziecku dawała arszenik czy co;) I żeby… Czytaj więcej »
Bardzo przykro czytać o takich zachowaniach. Jak dorosły człowiek może tak się zachować? Niestety u mnie jest podobnie 🙁 Moja mama ukradkiem wciska wnuczkowi słodycze i dialog z nią jest jak grochem o ścianę. Nie jestem ortodoksem, moje dziecko spożywa czasem cukier ale ZAWSZE w kontrolowanych ilościach w domowych wypiekach. Uwielbia babeczki jaglane, ciasteczka gryczane, owsiane, itd. Słodkim elementem jest czekolada gorzka lub / i suszone owoce. Praktycznie codziennie serwuję mu taki podwieczorek – słodki, ale zdrowy i pożywny i – co najważniejsze – bez zbędnych chemicznych syfów. A i tak słyszę, że dziecku żałuję… i powinno też poznać smak… Czytaj więcej »
Jakie to przykre ;-( Te wszystkie kolorowe syfy dziecko na pewno zdąży poznać ale niech poznaje z innymi dzieciakami, a nie w jakiejś chorej tajemnicy z babcią…
Bardzo mądry wpis. Widzę, że nie tylko ja mam podobne odczucia… Moje dziecko nie je słodyczy, nie dostaje cukru , oprócz tego naturalnego z owoców,czy daktyli. Czasem dodaje cukier kokosowy do wypieków, ale bardzo rzadko. I jestem postrzegana jako dziwadło. I jest “biedne dziecko mama Ci nie daje lubisia?”. Taki syf jak lubisia to tylko w kanale spuścić. Mój szkarb ma zdrowy apetyt i chce spróbować wszystkiego, jak jesteśmy na imprezie i są chipsy to ich również chce. Oczywiście tego nie dostaje,zawsze mam pod ręką własne wypieki, chrupki kukurydziane, zboża ekspandowane. I znowu słyszę “nic temu dzieciakowi biednemu nie można… Czytaj więcej »
Wspanialy wpis. Jeszcze do niedawna czulam sie jak ufoludek. Nie kupuje ciasteczek, cukiereczkow, nie pijemy krowiego mleka czy jogurcikow, unikamy glutenu… ogolnie rzecz biorac prawie wszystko robie sama. Lacznie z plynem do prania itp. Od ok. dwoch – trzech lat troche sie to zmienilo. Mam grupe ludzi, ktora mysli podobnie jak ja i stata sie zyc zdrowo. Niestety nawet Ci jedza duzo cukru i gotowych rzeczy. Moim najwiekszym problemem jest jednak praca. Mieszkamy w USA. Prowadze polskie zajecia edukacyjne dla dzieci. Glownie przedszkolakow. Dzieci przynosza sobie swoje jedzenie. Jak widze, ze przynosza jogurty, kupne babeczki, bulki z szynka i serem… Czytaj więcej »
Kinga świetnie, że masz taką grupę ludzi! My też mamy takich znajomych i to naprawdę ważne bo bez nich czułabym się b.źle ;-( Myślę, że najlepiej skupić się na tym co zdrowe i o tym rozmawiać z dziećmi bo wchodzenie w konflikt z rodzicami może być dla Ciebie przykre. Mam wrażenie, że wiele dzieci jeży się kiedy słyszy słowo “zdrowe”. My staramy się go unikać i mówię Filipkowi, że od tego moze boleć brzuszek, a po tym będziesz rósł duży, silny i mądry. Kiedyś mi odpowiedział, że on chce być malutki 😉 ale zwykle ten argument do niego trafia. Możesz… Czytaj więcej »